Tour de Podlasie. Rowerem po wschodnich rubieżach Polski
- WłóczyBlog
- 2 gru 2020
- 5 minut(y) czytania
Od kilkulat Podlasie przestało być "terra incognita", przysłowiową białą plamą gdzieś daleko na prowincji. Jest to już całkiem dobrze rozpoznany region, do którego dosyć licznie przyjeżdżają turyści. Ta kraina wciąż jednak ma w sobie wiele naturalnego uroku, a osobom z przykładowego Wrocławia, Krakowa czy Poznania nierzadko jawi się jako "Polska egzotyczna". Dla nas Podlasie nie ma wielu tajemnic, lecz jak to było? Najbardziej podobają nam się te piosenki, które już znamy, prawda? :)
Tym razem postanowiliśmy podejść do tematu inaczej - przejechać Podlasie na rowerze, startując z okolic Białegostoku i finiszując w Czeremsze. Cała trasa wyglądała w następujący sposób: Zimnochy -> Baranki -> Bogdanki -> Wojszki -> Kaniuki -> Ciełuszki -> Puchły -> Trześcianka -> Saki -> Iwanki -> Waniewo -> Odrynki -> Gramotne -> Puszcza Ladzka -> Podborowisko -> Bernacki Most -> Narewka -> Puszcza Białowieska (Droga Narewkowska, Białowieża, Miejsce Mocy, Sinicka Droga, Olenburski Tryb, Topiło, Kruhłe) -> Wiluki -> Werstok -> Dobrowoda -> Repczyce -> Czeremcha [144 km]

Pierwszego dnia czekał nas przejazd przez malownicze wioski, zwane od niedawna "Krainą Otwartych Okiennic" (Kaniuki, Ciełuszki, Puchły, Trześciankę). Słońce niemiłosiernie dawało w kość, a jazda po trudnych żwirowych drogach (charakterystycznych tylko dla Podlasia "żwiroukach", jak mawiają miejscowi) wymagała sporo wysiłku. Trudności rekompensowały jednak widoki domów ze słynnymi rzeźbionymi detalami, zauważalne na każdym kroku ślady wielokulturowego dziedzictwa tych ziem i... rozmowy z mieszkańcami. Rozmowy, dodajmy, skłaniające do refleksji. Choćby takie, jak z napotkanym "dziadźkiem" w Ciełuszkach, który opowiadał, jak to kiedyś jego rodzinną wioskę zamieszkiwało ponad 400 osób. Dziś zostało kilkudziesięciu...
Wspaniałą atrakcją tych terenów są cerkwie w Puchłach i Trześciance. Szczególnie ta pierwsza, pod starym wschodnim wezwaniem "Pokrowy", czyli Opieki Matki Bożej, cieszy się zasłużoną sławą jednej z najpiękniejszych na Podlasiu. W Trześciance uwaga zwraca pamiątkowa tablica, poświęcona ofiarom bieżeństwa - chyba najmniej znanej historycznej katastrofy na ziemiach należących obecnie do Polski. W 1915 r., po przerwaniu linii frontu przez niemieckie wojska, na Rusi dosłownie zawalił się świat. Pod wpływem carskiej propagandy, wieszczącej wszelkie możliwe klęski z rąk niemieckich żołnierzy, miliony ludzi (szacunkowa liczba to nawet 2-3 mln) w panice opuściły domy i uciekły na wschód, w głąb dzisiejszej Rosji. Na terenach na wschód od Białegostoku (czyli m.in. w Trześciance) wyjechało nawet ok. 80% mieszkańców. Powróciło niewielu, a jako że wyjeżdżali głównie prości chłopi, w dużej mierze niepiśmienni, po tych wydarzeniach nie powstało dużo archiwalnych przekazów, nie mówiąc już o literaturze. Tak naprawdę, pamięć o bieżeństwie jest przywracana dopiero teraz...
Po malowniczych wioskach, kierując się leśnymi skrótami, dotarliśmy do Odrynek - naszym zdaniem najciekawszego miejsca na Podlasiu. Historia jedynego prawosławnego skitu (pustelni) w Polsce, znajdującego się właśnie w Odrynkach, to materiał na dobry film. Oto w 2008 r. archimandryta monasteru w Supraślu, świeżo upieczony doktor nauk teologicznych Gabriel, ma zostać biskupem w Gorlicach. Odmawia i zupełnie "od zera" buduje pustelnię w absolutnej głuszy, na rozlewiskach Narwi. Przez lata sława Odrynek znacznie wykroczyła poza granice historycznego Podlasia. Ojciec Gabriel dla każdego miał dobre słowo, częstował wyrobami własnej produkcji, barwnie opowiadał o wschodnim chrześcijaństwie... Niestety, w 2018 r. przedwcześnie zmarł. Dwa lata wcześniej pustelnię doszczętnie strawił pożar, a pomniejsze "wypadki" typu "przypadkowe" połamanie krzyży czy otrucie hodowanych przez Gabriela pszczół trudno zliczyć...
Zważywszy na te wydarzenia, jadąc do Odrynek nie spodziewaliśmy się ujrzeć skitu w takim stanie, w jakim znajdował się w niedawnych czasach świetności. Ku naszemu zaskoczeniu, pustelnia wyglądała jeszcze bardziej okazale, niż przed laty. Śladów pożaru nie widać już w ogóle, natomiast nowi gospodarze pieczołowicie starają się rozwijać to wspaniałe miejsce. Miejsce, które zachwyci chyba każdego, niezależnie od światopoglądu. Poza aspektami duchowymi, uwagę zwraca bowiem położenie na środku bagna, w zakolach meandrującej Narwi i z dala od jakichkolwiek zabudowań. Z pustelni "wydostaliśmy się" niepewną, wąską kładką przerzuconą przez rzekę i udaliśmy się na nocleg do pobliskiej kolonii Gramotne, na skraju Puszczy Ladzkiej. Jest to kolejne niezwykle malownicze miejsce z gościnnymi, po podlasku swojskimi mieszkańcami. Duże wrażenie zrobiła też na nas sama puszcza - mniej znana "siostra" nieodległej Puszczy Białowieskiej. Piękne leśne dukty, jakby stworzone do jazdy rowerem, cisza i zupełna pustka. Serdecznie polecamy, ponieważ te zakątki jeszcze zupełnie nie zostały odkryte przez turystów.
Sytuacja wyglądała zgoła inaczej w miarę zbliżania się do Narewki i podczas dalszej jazdy do Białowieży. Są to, rzecz jasna, miejsca piękne, lecz pokrycie Drogi Narewkowskiej asfaltem wzbudziło w nas mieszane uczucia. Owszem, jedzie się wygodnie, lokalni mieszkańcy też pewnie mają dzięki temu łatwiej z przemieszczaniem się po okolicy. Walory przyrodnicze i krajobrazowe znacząco jednak na tym ucierpiały.
O samej Białowieży powiedziano już i napisano chyba wszystko. Niemniej, rzadko wspomina się, skąd w ogóle taka nazwa w środku lasów. Gdzie tam białe wieże? A i owszem, są - chodzi o średniowieczną wieżę w Kamieńcu, dzisiaj położonym po białoruskiej stronie puszczy. Trzeba bowiem wiedzieć, że granica na Podlasiu to najbardziej sztuczna granica w Polsce, a zasięg historycznej Rusi ma się nijak do powojennych politycznych podziałów. Do 1945 r. nikt tam o żadnych granicach nie słyszał, a po obu stronach - polskiej i radzieckiej, mieszkali dokładnie tacy sami ludzie. W dużej mierze, zwłaszcza w starszym pokoleniu, pozostało tak do dziś. Polskie Tokary i białoruskie Takary to przecież ta sama wioska, tylko dziś przecięta na pół. Tu Unia Europejska, tam "russkij mir"... O tej rzeczywistości, będącej kpiną z historycznego dziedzictwa tych ziem, przypomina nawet nazwa "Białowieża"...
My wybraliśmy Białowieżę jako miejsce kolejnego noclegu. Wieczorem, w ramach odpoczynku, odwiedziliśmy centrum osady z malowniczymi łąkami położonymi nad rzeką Narewką. Wszystko, co najlepsze w tych okolicach, czekało jednak kolejnego dnia. Mowa o przejeździe przez Puszczę Białowieską, ale tym razem już nie po asfalcie, ale wspaniałymi leśnymi trasami - przez tzw. Miejsce Mocy (rzekomo emanujące wyjątkową energią), Drogą Sitnicką i Trybem Olenburskim przez most na rzeczce Leśnej do Topiła, a następnie do wioski Wiluki. Cóż można powiedzieć... To po prostu królestwo nieskażonej, pierwotnej przyrody, które powinien zobaczyć każdy, komu tego rodzaju piękno nie jest obojętne. Podczas około 30 km jazdy przez puszczę przemierzyliśmy kilka rezerwatów przyrody, odwiedziliśmy jeziorko i słynny sklep "Oszoł" w Topile, a także spotkaliśmy... jenota. Zwierzątko zupełnie nie przejęło się naszą obecnością - obrzuciwszy nas ciekawym spojrzeniem, bardzo powoli, dostojnie skierowało się w głąb lasu :)
Końcowy odcinek naszej trasy to podróż przez najbardziej rusińskie tereny podczas całej wyprawy. W miejscowościach takich jak Wiluki, Werstok czy Dobrowoda prawosławni stanowią niemal 100 proc. mieszkańców. Kościołów nie ma tam w ogóle, są wyłącznie cerkwie. My zapamiętamy te miejsca także dlatego, że... zastała nas tam potężna burza :) Zmoknięci, ale zadowoleni dotarliśmy w końcu do Czeremchy, skąd mogliśmy ruszyć pociągiem w drogę powrotną. Czy polecamy Podlasie? Jako że połowa naszego duetu pochodzi z tamtych stron, odpowiedź może być tylko jedna :) Mamy jednak radę - nie warto ściśle trzymać się przewodników i utartych szlaków, dużo lepiej odkrywać Podlasie na własną rękę. Boczne, leśne dróżki, zagubione gdzieś przy żwiroukach maleńkie wioski czy krzyże ze starymi rusińskimi inskrypcjami mają w sobie więcej uroku, niż "skrojone" pod turystów centrum Białowieży lub asfalt w środku puszczy, szumnie polecany jako część szlaku rowerowego "Green Velo"... Być może nas wpis stanie się dla kogoś inspiracją bądź podróżniczą wskazówką. Z chęcią odpowiemy na wszystkie wasze pytania :)
Zapraszamy również na naszego Instagrama @wloczyblog gdzie na bieżąco wrzucamy relacje z wypraw.
Comments